Na początku była hiperprzestrzeń. Z niej wyłoniła się ona – Olga Malinkiewicz
Materiał powstał przy współpracy z National Geographic.
Dr Olga Malinkiewicz wynalazła tanią metodę pozyskiwania energii z ogniw perowskitowych i zapoczątkowała rewolucję w branży fotowoltaicznej. Ogniwa generują energię ze światła słonecznego i sztucznego. Są cienkie, elastyczne, lekkie. Mogą być stosowane wszędzie, gdzie da się nakleić folię.
O tego rodzaju odkryciach opowiada kanał National Geographic oraz cykl "Wielkie małe historie". Bohaterami programów są osoby, które – jak Olga Malinkiewicz – stoją za sukcesami na światową skalę.
Przeczytaj także rozmowę z pracownikiem analogowej bazy kosmicznej
Rozmowa z dr Olgą Malinkiewicz:
Agnieszka Pruszkowska-Jarosz: Trudno być kobietą fizykiem?
Dr Olga Malinkiewicz: Nigdy nie czułam się dyskryminowana ze względu na płeć. Przeciwnie, wielokrotnie spotykałam się z podziwem, rzadziej ze zdziwieniem. Słyszałam "Przecież mogłaś wybrać coś innego" albo "Czemu studiujesz takie trudne rzeczy?". Odbierałam to jako komplement.
Kiedy stwierdziła pani: Tak! To jest to, co chcę robić?
Miałam to szczęście, że mój dziadek był inżynierem. Podpatrywałam, jak naprawia samochody, jakich używa narzędzi, jakie czyta książki. To właśnie na jego półce znalazłam "Hiperprzestrzeń" Michio Kaku. Książkę, która porusza zagadnienia związane z przestrzenią, jej wielowymiarowością czy podróżami w czasie. Byłam wówczas w liceum i poglądy Kaku mnie zafascynowały. Okazało się, że do wytłumaczenia pewnych zjawisk niepotrzebne są wzory. To wszystko tak mnie wciągnęło, że wiedziałam już, co chcę robić. Nie było dla mnie nic bardziej interesującego niż fizyka.
Z perspektywy czasu była to dobra decyzja?
Mam firmę i świetny zespół, który tworzą naukowcy z 15 państw. Kiedy po studiach i doktoracie wróciłam z Hiszpanii do Polski, okazało się, że niewielu jest specjalistów w mojej dziedzinie. Ściągnęłam więc do kraju naukowców z zagranicy. Dziś pracujemy razem.
W swoich badaniach nad perowskitami używała pani "tego, co było w szufladzie". Co w niej było?
Ogniwa słoneczne były głównym tematem mojej pracy doktorskiej. Zanim jednak pojawiły się pierwsze informacje o perowskitach, zajmowałam się przede wszystkim OLEDami. Większość materiałów, jakie zebrałam we wspomnianej szufladzie, była więc dostosowana do wyświetlaczy. Jednak gdy tylko usłyszałam o perowskitach, poczułam ogromną potrzebę zagłębienia się w ten temat. Nigdy wcześniej mi się to nie zdarzyło.
Chciałam zrobić ogniwa na bazie perowskitów. Wiedziałam, że laboratorium, w którym pracuję, nie jest do tego przystosowane, ale tu przydał się mój upór. Nie mając potrzebnych materiałów, sięgnęłam do "szuflady" z myślą, że zrobię to inaczej. I to właśnie okazało się zbawienne. Gdybym miała potrzebne materiały, pewnie zrobiłabym wszystko jak inni. Tymczasem musiałam zmienić architekturę ogniwa. To doprowadziło mnie do przełomu technologicznego, czyli wytwarzania takich materiałów, które nie potrzebują wysokich temperatur. Dzięki temu mogłam użyć folii zamiast szkła.
Zdawała sobie pani sprawę z wagi swojego odkrycia?
Nie, uświadomił mi ją promotor. Moje ogniwa słoneczne działały dobrze, ale nie z taką wydajnością, o jakiej marzyłam. Ich efektywność powinna wynosić 10, ja miałam 5,7. Wynik ten traktowałam jak porażkę. Kiedy powiedziałam o tym promotorowi, zdziwił się, jak mi się to udało w niesprzyjających warunkach. Dla niego to był przełom – pierwsza architektura, która pozwalała zrobić ogniwa bez użycia wysokich temperatur.
Często kieruje się pani przeczuciem?
Gdyby nie moja intuicja, nie byłoby mnie tu. Żeby móc mówić o wynalazku, żeby ktoś chciał się nim zainteresować i by można było wydać publikację, trzeba najpierw zbadać próbki w niezależnym ośrodku. Wspólnie z promotorem wybraliśmy Politechnikę Federalną w szwajcarskiej Lozannie (EPFL), jedną z ważniejszych uczelni, jeśli chodzi o ogniwa słoneczne. Tam stwierdzono, że moje ogniwa nie działają. Nawet mój szef zaczął powątpiewać. Zastanawiał się, czy dobrze wszystko obliczyłam i sprawdziłam, bo to przecież EPFL, czyli guru fotowoltaiki.
Zwątpiła pani?
Przeciwnie, podałam w wątpliwość wyniki z Lozanny. Tak umęczyłam wątpliwościami promotora, że w końcu kupił mi bilet do Szwajcarii, bym wszystko sprawdziła na miejscu. Pojechałam, wyciągnęłam swoje próbki z – nomen omen – szuflady i po odpowiednim ich podłączeniu w symulatorze wskaźniki wystrzeliły. Od razu zbiegli się niemal wszyscy profesorowie. Czasem warto się postawić, wtedy zawalczyłam o swoje. Gdy mierzę się z trudnymi wyborami, to słucham tego nieustępliwego głosu wewnętrznego. Nigdy mnie nie zawiódł.
A był taki moment, kiedy pomyślała pani "nie dam rady, to nie dla mnie"?
Odkąd zajęłam się perowskitami nie miałam ani jednej chwili zwątpienia. Co więcej, dziś jestem bardziej przekonana niż na początku badań. Cały czas wierzę, że uda się przenieść ten wynalazek na wielkoskalową linię przemysłową, że uda się poprawić stabilność ogniw. Jestem spokojna o mój wynalazek.
Mówi się, że ogniwa na bazie perowskitów zrewolucjonizują rynek. Co to znaczy?
Porównuję tę sytuację do telefonów komórkowych, które mocno zmieniły nasze życie, choć początkowo korzystały z nich jednostki. Dziś niewiele osób ma telefon stacjonarny. I tak samo będzie z perowskitami. Obecnie korzystamy z krzemowych paneli słonecznych, które od 50 lat nie zmieniły swojej formy i za pewien czas zostaną wyparte. To kwestia skali, komercjalizacji, odpowiednich certyfikatów.
Co ważne, panele perowskitowe są lekkie i można je zastosować na każdej powierzchni, a nie tylko na dachu. Są też cienkie i możemy nadać im dowolny kształt. Opracowaliśmy specjalną technologię wydruku ogniw, dzięki czemu możemy wyciąć to, co chcemy, a następnie nakleić na każdą powierzchnię – na fasadę domu, dach, okno, płot czy karoserię samochodu. A co równie istotne, nasze ogniwa generują energię nie tylko ze światła słonecznego, ale i sztucznego.
Elektryczne auto będzie mogło pracować na bazie tych ogniw?
Wystarczy podpiąć je do baterii, która z kolei będzie ładować akumulator, wydłużając zasięg auta. Stosując perowskity, można też chłodzić jego wnętrze – także przy napędzie spalinowym. Nawet jeśli zostawiamy samochód w pełnym słońcu, nie nagrzeje się on do 60°C. Ogniwa ściągają energię ze słońca, ładują akumulator, a ten uruchamia chłodzenie.
Przed wami spore wyzwanie, jeśli chodzi o komercjalizację tego wynalazku.
Ogniwa perowskitowe to ciekawa technologia, wiele firm się nią interesuje. Mamy dziś szansę stworzyć produkt globalny. I o to toczy się walka. Technologia już jest, pytanie, kto pierwszy skomercjalizuje ją na dużą skalę? Potrzebujemy fabryk, których budowa trwa 2-3 lata. Jestem pełna nadziei, że nam się uda.
Spełnia się pani bardziej jako naukowczyni czy bizneswoman?
Szczerze mówiąc, moje serce jest przy nauce, wciąż przychodzą mi do głowy nowe pomysły. Jest jeszcze dużo do zrobienia.
Magazyn Amerykańskiego Towarzystwa Chemicznego uznał panią za jedną z najważniejszych kobiet w świecie nowoczesnych technologii. Czuje pani ciężar tej odpowiedzialności?
Bardzo się ucieszyłam, że to, co robimy w Saule Technologies, dotarło za ocean. To wyróżnienie jest dla mnie tym ważniejsze, że otrzymała je również Jennifer Doudna, chemiczka, laureatka Nagrody Nobla. I to właśnie ona nominowała mnie do tego wyróżnienia. Wspaniale jest też usłyszeć od innych ludzi: "zainspirowałaś mnie i też mi się udało".
Ma pani czas na inne zajęcia?
Mimo wszystkich dobrych rzeczy, które wydarzyły się w moim życiu, uważam się za osobę przeciętną. W wolnym czasie idę na spacer lub na rower. Lubię obejrzeć romansidło czy pośmiać się z memów na Facebooku. Moje życie prywatne w żaden sposób nie różni się od życia innych.
Nie czuje się pani polską boginią słońca?
W ogóle! Zdaję sobie sprawę, że moja obecność w mediach jest chwilowa, że medialny szum przeminie, a ja nadal będę naukowcem. Za jakiś czas pojawi się kolejna Olga Malinkiewicz. I dobrze! Bycie w centrum zainteresowania nie sprawia mi aż takiej przyjemności jak siedzenie w firmie i rozmawianie o statkach kosmicznych i misji wysłania naszych ogniw w Kosmos.
Niemniej chcę dzielić się swoimi doświadczeniami, które – mam nadzieję – mogą kogoś zainspirować do podążania własną ścieżką, wbrew wszystkiemu i wszystkim. Wierzę, że mój udział w projekcie National Geographic "Wielkie małe historie" stworzy taką możliwość. Jestem żywym przykładem tego, że poświęcając się swojej pasji, marzeniom, można wiele osiągnąć.